“Moja podróż po ojczyźnie: z Turyngii w Góry Olbrzymie aż po źródła Łaby i przez Czechy w Góry Kruszcowe” (1796)

61,86  z VAT

format 130 x 215 mm

284 strony, w tym 8 barwnych ilustracji

oprawa twarda szyta

papier Munken Premium Cream 90 g/m

 

 

Brak w magazynie

Opis

Johann Christoph Friedrich GutsMuths, Moja podróż po ojczyźnie: z Turyngii w Góry Olbrzymie aż po źródła Łaby i przez Czechy w Góry Kruszcowe. Z przystankami w Erfurcie, Lipsku, Dreźnie, Budziszynie, Zgorzelcu, Bolesławcu, Cieplicach, Jeleniej Górze, Hostinném, Turnovie, Pradze, Teplicach i Freibergu (1796). Wybór

Książka stanowi relację z wyprawy odbytej przez „dziadka współczesnej gimnastyki” Johanna Christopha Friedricha GutsMuthsa (1759–1839) w towarzystwie grupy uczniów w 1796 roku. Wraz z autorem odwiedzimy m.in. Bolesławiec, Świeradów, Szklarską Porębę, Cieplice, Jelenią Górę, Adršpach, Hostinné, Turnov, Pragę, Teplice i Freiburg, a także powędrujemy przez Góry Izerskie i Karkonosze, poznając ich mieszkańców i zakątki niedostępne dziś dla ruchu turystycznego; szczególne emocje przeżyjemy, schodząc po stromej skalnej ścianie w głąb Łabskiego Kotła wzdłuż wodospadu Łaby. Zajrzymy też do zakładów przemysłowych — witriolejni (wytwórni kwasu siarkowego) w Szklarskiej Porębie, kopalni cyny w Cinovcu i srebra we Freibergu, rtęciowni srebra w saskim Halsbrück. Całości dopełniają kolorowe ilustracje autorstwa grafika z epoki, Daniela Bergera.  Książka ukazuje się w serii Navigare necesse est — historycznych relacji podróżniczych z obszaru Sudetów, Śląska i okolic.


Meine Reise im deutschen Vaterlande aus Thüringen ins Riesengebürge zu den Elbquellen und durch Böhmen ins Erzgebürge; über Erfurt, Leipzig, Dresden, Bautzen, Görlitz, Bunzlau, Warmbrunn, Hirschberg, Arnau, Turnau, Prag und Töplitz bis Freyberg (Lissa – Breslau – Hirschberg 1799)

Przełożył Marcin Wawrzyńczak

Ilustracje: grafiki Daniela Bergera według obrazów Sebastiana Carla Reinhardta z kolekcji Muzeum Karkonoskiego w Jeleniej Górze

Konsultacja językowa: Gabriel Jaczewski, Jowita Selewska

Korekta: Tomasz Płóciennik, Ewa Wawrzyńczak

Skład: PontonStudio

ISBN 978-83-959324-4-1

© Wydawnictwo Wielka Izera 2021

 

 

 

 

 

format 130 x 215 mm

284 strony, w tym 8 barwnych ilustracji

oprawa twarda szyta

papier Munken Premium Cream 90 g/m

 

 

Jelenia Góra urodą znacznie przewyższa wszystkie wymienione dotąd śląskie miasta, chociaż obiektywnie rzecz biorąc można ją nazwać co najwyżej ładną. Ulice są częściowo dość szerokie, porządnie wybrukowane, a wiele domów jest murowanych. Plac targowy, na Śląsku zwany rynkiem, jest imponujący duży, w jednym z narożników stoi ratusz z ładną wieżą, a domy okalające rynek zamiast wysuniętego do lica parteru mają arkadowe podcienia. Niestety tak jak w Budziszynie, Zgorzelcu, Bolesławcu i wszystkich okolicznych miastach, podobnie jak w wielu regionach Niemiec, ustawione są one według dawnego, kiepskiego stylu: wąskimi szczytami do ulicy, a stykają się długimi bokami. Wprawdzie niezwykłość tego układu sprawia, że na pierwszy rzut oka jest w nim coś ujmującego, gdyż spiczaste szczyty wyglądają jak ciągnące się rzędem wieżyczki, jednak dla wygody wnętrza oznacza on niepowetowaną stratę; najznaczniejsze budynki mają bowiem od strony ulicy najwyżej sześć okien, większość tylko trzy do czterech, a bardzo wiele jedynie dwa. Pokoje mają przeto zwykle tylko dwa okna, wiele zaledwie jedno, są długie i wąskie, a w efekcie po stronie przeciwnej do okna ciemne. Gdy budynek ma bramę wjazdową, to na parterze zwykle brakuje już miejsca na pokój; w wąskich domach nawet i bez bramy. Sień zajmuje cały parter i jest równie ciemna jak pokoje. Stąd prowadzą schody na piętro. Na górze, u ich wylotu, znajduje się znowu bardzo ciemny przedpokój, z którego wchodzi się do pokoju przedniego i tylnego. Tu trzeba czasami po omacku drzwi szukać. Dwiema głównymi wadami tego układu architektonicznego są zatem ciemne wnętrze i niekorzystny kształt pomieszczeń; zalety miałoby ono tylko tam, gdzie płaci się podatek od okien. 

(…)

Jest tak, mój drogi Jakubie, jakbym tu w górach, w drewnianej chacie, którą zowią Śląską Baudą, na poły oderwał się już od ziemskiego życia. Otwieram okienko i widzę dzicz, gdzie kamienie wymieniają się z rzadką trawą, skały ze śniegiem, a kosodrzewina z niżej stojącym lasem. W całej okolicy panuje śmiertelna cisza, „ni ptak z gałęzi nie ćwierka, ni motyl nektaru z lilij nie spija”, tylko wiatr wieje melancholijnie po stromym zboczu. Zamieszkały świat leży niewyraźny daleko w dole, niczym obrazek-miniatura, który z oddali wydaje się oku nieczytelny i zamazany. Kto kurczowo się spraw ziemskich trzymając nigdy nie odnalazł siebie i rewolucji pragnie, co rozwieje mgłę spowijającą jego duszę, ten przebywa na tych wyżynach, a ogrom otaczającej go przyrody stopniowo wzbudzi w nim głębszą refleksję; kogo tam na dole dręczy plaga religijnej nietolerancji, ten wspina się w ten wyższy rejon, gdzie ona nie sięga; kogo nadmiar potrzeb tam na dole uczynił biedakiem, ten mężnie je porzuca, buduje sobie tu chatę i staje się bogaty.

Piszę ten list w Śląskiej Baudzie; wspięliśmy się bowiem już na Śnieżkę i przeszliśmy większą część grzbietu. Opuściliśmy Jelenią Górę 29-tego dopiero o pół do siódmej wieczorem, by dotrzeć do Karpacza, wioski odległej od miasta o trzy godziny drogi i położonej u stóp Śnieżki. Szło się cały czas lekko pod górę. Mija się kilka wiosek, a mianowicie Staniszów i Miłków. Okolica usiana jest skalistymi pagórkami i większymi wzniesieniami. Sądząc po wielu dużych wsiach, zaludnienie tu, tak jak i w całej Kotlinie Jeleniogórskiej, zdaje się niezwykle duże, uprawy rolne prezentują się wyśmienicie.

Znad gór nadciągała potężna burza, co podobnie jak zapadający zmrok kazało nam przyspieszyć kroku. Wkrótce zapanowały nieprzeniknione ciemności. A jednak mieliśmy szczęście — wraz z pierwszymi grzmotami wkroczyliśmy do gospody na dolnym krańcu Karpacza. Niestety tutaj, w suchej chacie, gdzie nas bardzo uprzejmie obsłużono, gdzie grzmoty i szum rzęsistego deszczu tak przyjemnie brzmiały, w głowach czterech chłopów siedzących przy stole powstała wkrótce z oparów gorzałki istna burza duchowa, która trwała od jedenastej wieczorem do świtu i nam skutecznie spędziła sen z powiek. Słuchaliśmy zatem mówienia językami; dziwacznych półmyśli już to potoczyście płynących, już to zamierających na wargach w bełkocie; wyznań przyjaźni i miłości braterskiej po dwadzieścia razy zawieranej i tylekroć zrywanej, niezliczonych śmiechów i jęków, komplementów i wyzwisk; obserwowaliśmy głośne serdeczne uściski dłoni przeplatające się z nagłym chwytaniem za kije i nie byliśmy pewni naszego noclegu. Tu pomagała tylko cierpliwość; ani przymilne błagania gospodyni, która próbowała męża uspokoić, ani nasze groźby nie odnosiły bowiem żadnego skutku. Czymże jest człowiek, gdy mu spiritus z kilku przepędzonych ziaren zboża do głowy uderzy! Dzień wstał w nieopisanym przepychu, sowicie wynagradzając nam nieprzespaną noc. Chwyciliśmy wędrowne kije i zaraz po szóstej ruszyliśmy pod górę przez Karpacz. Bardzo rzucały się w oczy pojawiające się tu i tam w oknie blade, szpetne oblicza. Jak dotąd widziałem w górach tylko rumiane, czerstwe policzki. Nie było się jednak czemu dziwić, gdyż ludzie tutaj trudnią się laboranctwem, to znaczy zbierają najrozmaitsze zioła i korzenie i przygotowują z nich wszelkiego rodzaju lekarstwa, esencje, kwintesencje, destylaty i tak dalej. Tymi wyrobami prowadzą następnie handel po sąsiednich krajach, w Czechach, Polsce…

 

(fragmenty dzieła)

 

DOBIERZ INNE TYTUŁY I NIE PŁAĆ ZA PRZESYŁKĘ – PRZY ZAKUPACH OD 150 ZŁ PACZKOMAT GRATIS!

 

 

 


 

O AUTORZE

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Johann Christoph Friedrich GutsMuths (ur. 9 sierpnia 1759 w Quedlinburgu w Saksonii-Anhalt, zm. 21 maja 1839 w Ibenhain bei Schnepfenthal w Turyngii) był pedagogiem, pionierem nowoczesnego wychowania fizycznego, autorem podręczników gimnastyki, a także prac z dziedziny geografii. W wieku zaledwie 14 lat, po śmierci ojca, został nauczycielem w domu medyka Friedricha Wilhelma Rittera, co pozwoliło mu usamodzielnić się. Interesował się pedagogiką, studiował pisma Jeana-Jacquesa Rousseau i Johanna Bernharda Basedowa. Dzięki stypendium od magistratu w wieku 20 lat rozpoczął studia na uniwersytecie w Halle, gdzie w latach 1779–1782 oprócz teologii studiował też fizykę, matematykę, filozofię i historię. Nauczył się francuskiego, włoskiego i angielskiego. Swe zainteresowanie nauką o Ziemi zaszczepił starszemu synowi Rittera, Carlowi, który został potem słynnym geografem. W 1785 r. otrzymał posadę nauczyciela w „Philanthropinum”, nowo utworzonej instytucji edukacyjnej założonej przez Christiana Gotthilfa Salzmanna w Schenpfenthal, gdzie pracował przez kolejne pół wieku. Wykładał głównie tradycyjne przedmioty, a w 1786 r. powierzono mu też prowadzenie gimnastyki. Rozwinął metodologię i praktykę przedmiotu, urozmaicając ćwiczenia fizyczne, a także wprowadzając wycieczki, elementy ogrodnictwa i nauki rzemiosła.  Po dwóch latach działalności GutsMuthsa program nauczania wychowania fizycznego obejmował m.in. „wyścigi, woltyżerkę, skok w dal, skok wzwyż, forsowne marsze, rzut do celu, przejście po wąskiej krawędzi deski, podnoszenie ciężarów, jazdę na łyżwach, na sankach i na nartach”. Dążył do tego, by jego uczniowie osiągali coraz lepsze wyniki. W swej metodzie uwzględniał indywidualne uwarunkowania uczniów, którzy różnili się „konstytucją”, a także poziomem osobistego rozwoju. Zdawał sobie sprawę, że konieczne jest staranne stopniowanie procesu ćwiczeń. W ten sposób stworzył metodyczny, wielopoziomowy program nauczania odpowiedni dla młodych ludzi, oparty na zasadzie kontrolowanej poprawy osiągnięć. Wywarł silny wpływ na rozwój nowoczesnej gimnastyki na świecie, jako pierwszy opracowując metodykę jej nauczania. Jako pedagog i patriota zalecał wprowadzenie gimnastyki i wychowania fizycznego we wszystkich szkołach w Prusach, również w kontekście przysposobienia obronnego. Swe przemyślenia zawarł w fundamentalnym dziele Gimnastyka dla młodzieży (1793), które zyskało mu miano „klasyka”. Wydał również m.in. Ćwiczenia dla rozwoju ciała i ducha dla młodzieży, ich wychowawców oraz wszystkich przyjaciół niewinnych zabaw młodości (1796), Prace dodatkowe z zakresu mechaniki dla młodzieńców i mężczyzn (1813), Elementarz dla szkół miejskich i wiejskich (1813), Podręcznik geografii (1810) i Podręcznik gimnastyki dla syna ojczyzny (1817).

 

 

O AUTORZE ILUSTRACJI

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Gottfried Daniel Berger (ur. 25 października 1744 w Berlinie, zm. 17 listopada 1825 tamże) był miedziorytnikiem. Uczył się początkowo u swego ojca Friedricha Gottlieba Bergera, również miedziorytnika, od 1757 r. u francuskiego malarza i dyrektora Pruskiej Akademii Sztuk Pięknych Blaise Nicolasa Le Seura, a od 1764 r. również u nadwornego miedziorytnika Georga Friedricha Schmidta, którego został wieloletnim współpracownikiem. Za pośrednictwem Le Seura poznał wiele wpływowych osobistości, m.in. malarza i dyrektora galerii malarstwa w Sanssouci Matthiasa Österreicha, bankiera i znawcę sztuki Carla Philippa Caesara i profesora anatomii Johanna Friedricha Meckela. W efekcie otrzymywał wiele zamówień na ilustracje do dzieł medycznych i przyrodniczych oraz reprodukcje obrazów. W 1778 r. został członkiem zwyczajnym Akademii Sztuk Pięknych, w 1787 r. mianowano go profesorem miedziorytnictwa, a w 1816 r. powierzono funkcję wicerektora.

Zamieszczone w tomie grafiki powstały na podstawie obrazów olejnych malarza-pejzażysty Sebastiana Carla Christopha Reinhardta (ur. 13 grudnia 1738 w Ortenburgu w Dolnej Bawarii, zm. 30 maja 1827 w Jeleniej Górze). Reinhardt uczył się w „Gymnasium poeticum” w Ratyzbonie oraz w „Colegium Carolinum” w Brunszwiku. Podczas podróży m.in. w Góry Smolne oraz do Lipska, Drezna, Berlina i Poczdamu poznał rysownika Adriana Zingga. Po raz pierwszy zwrócił na siebie uwagę w 1788 r. wedutami Poczdamu pokazanymi na wystawie Akademii Berlińskiej; w tymże roku został członkiem nadzwyczajnym berlińskiej Akademii Sztuk Pięknych. W 1789 roku na jej życzenie odbył podróż w Karkonosze. W 1791 r. poślubił pochodzącą z Jeleniej Góry Johannę Margarethę Brückner. Jesień życia spędził w Jeleniej Górze, gdzie zamieszkał w domu dyrektora rafinerii cukru Johanna Daniela Hessa (1764–1854). Zmarł 30 maja 1827 r. w Jeleniej Górze i pochowany został na cmentarzu ewangelickim przy Kościele Łaski. Wiele z jego dzieł znajdowało się w posiadaniu pruskiego domu królewskiego; wisiały w różnych pruskich zamkach, m.in. w zamku miejskim w Berlinie i w Królewcu, i po 1945 zaginęły. Czternaście spośród jego obrazów przetrwało wyłącznie w postaci barwnych miedziorytów Daniela Bergera.

 

 

 

Opinie

Na razie nie ma opinii o produkcie.

Napisz pierwszą opinię o „“Moja podróż po ojczyźnie: z Turyngii w Góry Olbrzymie aż po źródła Łaby i przez Czechy w Góry Kruszcowe” (1796)”